Viktoria
22 czerwca 2018
Po singlowym Werwolf pisałem, że fajnie odświeżający taki bezkompromisowy crust, ale całej płyty w tym stylu raczej bym nie zdzierżył. No i na szczęście taka nie jest.
Mamy tu chyba moje ulubione oblicze Marduka, czyli rozszalałą bestię, która da też czasem opaść żądzy krwi i będzie spokojnie wpatrywać się w ognistą łunę. Szalone galopady i piękne melodie, a to wszystko okraszone wspaniałymi wokalami. Posłuchałem póki co dwa razy i zajebiście mi się podoba całość – spora szansa, że wyląduje w czołowej trzynastce na koniec roku.
Jak na razie moim hitem numer jeden jest Tiger I, ale generalnie cały ten album aż prosi się o wykonanie na żywo 🙂 Gorąco polecam!