Love, Drugs, Treachery and Deceit
Taka oto ciekawa propozycja, dla wszystkich, którym marzy się powrót do zabrudzonych piosenek z lat 90 minionego wieku.
Dużo na tym minialbumie stonerowego piachu i grunge’owego gruzu, a wszystko jakoś splata odczuwalny szacunek do rockandrollowej klasyki. Czasem bardziej nastrojowo, czasem wjeżdża galopada. Jest śpiewane pięknie, jest śpiewane ochryple, jest też nawet epizodycznie szatańsko skrzeczane.
Czy jestem fanem takiego grania? No w sumie nie jestem. Ale co z tego, skoro słucha mi się tego naprawdę przyjemnie. I nie sposób się nie uśmiechnąć, gdy przypominają się bdb utwory z minionej epoki 🙂
Muzyka szczera i po prostu fajna.
Choć bez Justina Chancellora.
Odpalajcie.
Podoba się? No to w maju debiucik live – o tutaj.
I jeszcze w bonusie fotka ze zjawiskowymi badassami, których nie chcecie wzywać pod Tesco do Swarzędza.
Dziękuję za uwagę.
Aaaa, i są już na Spoti jak coś 🙂