Echa minionego gigu: Satyricon

Kolejny już, książkowy wręcz, przykład tego, jak w Kwadracie można zadbać o piękne nagłośnienie.

Na supporty nie dotarłem, więc tym razem wrażenia zawężone li tylko do gwiazdy wieczoru. Gwiazdy, która w pełni sprostała wysokim oczekiwaniom – nie mam wątpliwości, że koncert, jaki zafundowali nam Satyr & Frost et consortes, wyląduje w moim corocznym podsumowaniu najbardziej znaczących gigów.

Klimatyczne światła (choć dla fotografa przez początkowe numery nieco mordęga :P) i majestatyczne zło wylewające się z każdego zakątka sceny. Doskonale sklecona setlista, która równocześnie dbała o promocję najnowszego krążka Norwegów i serwowała nam przekrojowe szlagiery. I oczywiście tradycyjnie chóralne „Łoo-ooo-o” w wykonaniu publiki na Mother North.

O rewelacyjnym brzmieniu już wspominałem.

No po prostu koncert bez słabych punktów. Dawno żaden występ nie zleciał mi tak szybko: ledwo zaczęli, a tu już K.I.N.G.

Jak już wspominałem na fanpejdżym, widziałem Satyricon po raz czwarty. Zawsze było fajnie. Ale dopiero teraz z pełną świadomością mogę stwierdzić, że mnie rozwalili.

Knock Out Productions, jeszcze raz dzięki za ten gig 🙂

Nie kombinujmy. Musi być hit na zakończenie.