Echa minionego gigu: Cradle of Filth, Moonspell

Jak wypadło otwarcie roku koncertowego? Całkiem niezgorzej, milordzie.

I z całego serca życzę ekipie knockoutowej, aby frekwencja z minionego wtorku stanowiła dobry prognostyk na resztę tegorocznych imprez 🙂

Echo 1: Moonspell

W relacji z zeszłorocznej Metalmanii napisałem, że Moonspell to taki zespół, który bardzo poważam, aczkolwiek raczej bym na swój wymarzony fest nie zaprosił. I wcale nie uważam, żebym Portugalczykom w jakikolwiek sposób urągał 😉

Ot, po prostu przegraliby u mnie w rywalizacji z innymi, bardziej ukochanymi bandami 🙂 Co nie zmienia faktu, że totalnie chylę czoła przed ich klasą, obyciem scenicznym i wyśrubowanym profesjonalizmem.

Najnowszy album,1755, stylistycznie wyraźnie różni się od dotychczasowych dokonań, ale też cały czas czuć w tej muzyce pierwiastek moonspellowości. Dla mnie kawał bdb materiału, nie płaczę, że „jakieś tam chórki”, więc też i spore nadzieje wiązałem z prezentacją nowych kawałków na żywo. Panowie, rzecz jasna, nie zawiedli i jak najbardziej dostarczyli.

Muzycznie do niczego się nie przyczepię, a jeszcze dorzucam propsy za coraz większą dbałość o klimatyczne rekwizyty. Była latarnia, była też maska przeciwdżumowa na In Tremor Dei. Choć i tak nic nie przebije wspominanych już przeze mnie na FB laserów z krzyża 😉

Szkoda, że koncert trwał raptem godzinę, bo chętnie bym sobie jeszcze potupał glanem tak ze cztery utwory dłużej.

Wyjątkowo powstrzymam się przed uznanym szlagierem i zapodam jeden z fajniejszych numerów z promowanego obecnie albumu.

Echo 2: Cradle of Filth

Na moim wallu zespół dość często hejtowany. A ja tam lubię.

W moim odczuciu do Midian sztos, potem się straszliwie zagubili, ale od dwóch płyt wracają na właściwe tory i dlatego o zawartość muzyczną koncertu byłem w miarę spokojny. Poleciały nowości (na żywo też bardzo fajnie), poleciały hiciory, Dani piszczał jak opętany, Lindsay na całe szczęście nie odłączyli mikrofonu jak na Brutalu, a panowie wioślarze robili wszystko, żeby uatrakcyjnić fotografie.

A więc nie, absolutnie nie podzielam zdania malkontentów. Nie uważam, żeby CoF na żywo było biedne. Nie uważam też, żeby był to asłuchalny jazgot. No ale tu chyba wszystko rozbija się o wokale pana piosenkarza: albo się to uwielbia, albo się tego nie znosi. Wątpię, żeby ktoś miał do tych przeraźliwych pisków stosunek obojętny 😉
Ja skilla propsuję 🙂

Żałuję ino, że nie miałem siły i nie dotrwałem do Her Ghost in the Fog 🙁

Skoro Munspele nowe, to czemu by nie i nowe Kredki… Sami oceńcie, czy naprawdę wracają do formy.

To tyle. Pozdrawiam.