2017 w 13 utworach

Drugą część tryptyku stali czytelnicy już dobrze znają, bo oto przed Wami trzynaście najczęściej przeze mnie katowanych numerów z tego roku. Jak zaraz zobaczycie, wcale nie pokrywa się to z poprzednią listą – z trzynastu hiciorów raptem dwa pochodzą z moich ulubionych albumów Roku Pańskiego 2017.

Zapraszam. Kolejność absolutnie przypadkowa.

1. No Trace, Death Remains

Metalcore’owy banger z zajebistym bardzo-nie-zniewieściałym wokalem. Generalnie cała płytka spoko (choć nie aż tak, żeby się do mojej trzynastki załapać), ale ten numer to dla mnie sztos – totalnie śpiewałby na karaoke.

2. Until Eternity, Blackbriar

Nie, to wcale nie „drugie Evanescence” – fajnie by było, gdyby Evanescence serwowało taki ładunek emocji. Przebojowo komercyjne? Bardzo. Ale też strasznie przejmujące. Momentami naprawdę rozwalają mnie te wokale.

Jeśli się Wam spodoba, to polecam całą debiutancką EP-kę Fractured Fairytales.

3. Nemoralia, Ulver

Ten moment, kiedy Ulver zaczyna bawić się w synthpop i jest to bardzo fajne.

4. Back in the Bizz, Eskimo Callboy

Nieco obciachowy elektroniczny core, do którego mam sporą słabość. Przed tym refrenem biję wręcz pokłony.

5. Hallucinating Warmth and Bliss, Medico Peste

Taki trochę blackmetalowy przebój z lekko zimnofalowej EP-ki krakowskiego Medico Peste. Miażdży mnie ten numer.

6. Tranz III: Ucisk/Uścisk, So Slow

Płytka 3T była jedną z tych, które jako ostatnie wypadły z mojej trzynastki, a ten numer wprost uwielbiam. Ciężarówka psychodelicznego klimatu. A jak pan śpiewa „I błysk, i blask, i nie ma nas”, to aż mam ciary.

[bandcamp width=350 height=470 album=4223721917 size=large bgcol=ffffff linkcol=0687f5 tracklist=false track=2802320278]

7. Pit of Fire, 3TEETH

Industrialne odkrycie z Digital Riot w krakowskiej Apotece. Aż musiałem zrobić fotkę, bo za cholerę nie mogłem zrozumieć, co mówi do mnie pan didżej. I całe szczęście, bo na drugi dzień niekoniecznie bym sobie przypomniał, a ten numer to przekozak.

8. My Chains, Unlocking the Truth

Smarkate trio z Ameryki wypuściło taki oto korujący numer, od którego do tej pory nie bardzo mogę się uwolnić. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.

9. Love Breeds Suicide, Reactor7x

Nasz rodzimy hord wziął na tapetę klasyk Suicide Commando i uważam, że przebił oryginał.

10. The Flood, Wolfheart

O taki melodeath nic nie robiłem. No przecież jak wjeżdża ten riff w 1:20, to to jest koniec.

11. Black & Blue, Being As an Ocean

Cały album trochę mnie drażni, ale akurat ten numer udał im się wybornie. Taki nastrojowy i chillowy posthardcore, jakkolwiek to brzmi 🙂

12. Res Sacra Miser, HellHaven

Osiem minut zmian tempa, połamanych melodii, growli, krzyków oraz natchnionych śpiewów w wydaniu męskim, a także damskim. Nie pamiętam, kiedy ostatnio progrock tak mnie wciągnął.

13. You’re Nothing, Get Your Gun

Najsmutniejsza piosenka z pięknego albumu ze smutnymi piosenkami.

Tyle tego. A jakie były Wasze największe hiciory tego roku, pomijając Despacito Havana?

Niebawem kończymy tryptyk podsumowaniem koncertowym. Nie odchodźcie od odbiorników.