13 ton: 1991

Odgrażałem się, że będzie nowy cykl i niniejszym z nim wjeżdżam.

Wiecie, że co roku wrzucam zestawienie najfajniejszych dla mnie przebojów wyprodukowanych na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy. No i fajnie, bardzo to lubię. Ale tak sobie ostatnio pomyślałem, że może by tę ideę nieco przerobić… i wybrać się w przeszłość. Z pewnością sporym natchnieniem były niedawne rozmowy z Pewną Uroczą Blondynką. W ich trakcie na specjalne życzenie uskuteczniałem muzyczną archeologię i prezentowałem zespoły, od których się TO WSZYSTKO mniej lub bardziej świadomie u mnie zaczęło. No i naszła mnie pewna szalona koncepcja 🙂

A gdyby tak zrobić listę przebojów na modłę tych, które robię obecnie… ale z 1991? I potem z lat kolejnych? I przy wyborze kierować się swoim bieżącym gustem, nie tym, co kiedyś tam mi się podobało? Uznałem, że będzie ciekawie. I tak oto przed Wami pierwszy odcinek.

Czemu zaczynamy akurat od dziewięćdziesiątego pierwszego? To już moja tajemnica 🙂 Ale mogę Wam zdradzić, że zatrzymamy się na 2013 – z tej prostej przyczyny, że w 2014 na moim blogu pojawiło się pierwsze podsumowanie, więc wszystko się ładnie zepnie.

I tak jak wspominałem, liczy się to, co teraz mnie kręci, dlatego, przykładowo, w poniższym zestawieniu nie znajdzie się nic z  kultowego przeca Nevermind. Jasne, każdy miotał się po parkiecie do Smells Like Teen Spirit… ale obecnie to już dla mnie tylko sentyment. Przy doborze utworów musiałem sobie odpowiedzieć na serię pytań pomocniczych. Czy katowałbym to na ripicie? Czy śpiewałbym to w trakcie gotowania obiadu, udając, że występuję w teledysku? Czy totalnie bym do tego pląsał? Jeśli choć na jedno z nich padała odpowiedź twierdząca, utwór przechodził wstępną selekcję. Tak właśnie powstała pierwsza trzynastka.

I muszę się Wam przyznać, że nie miałem wcale problemów spowodowanych nadmiarem bogactwa – do przeszłości mam mega szacunek… ale w znacznej większości to już totalnie nie moja bajka. Nie, nie twierdzę, że nowe granie bdb, a stare ndst. To by było idiotyczne. Po prostu popłynąłem w takim, a nie innym kierunku i bardzo wiele zespołów/gatunków straciło dla mnie swój czar i powab, ot co.

No, ale dość tego ględzenia, jedziemy. Kolejność, tradycyjnie, bez znaczenia.

1. Twilight of the Gods, Bathory

2. Under the Runes, Bathory

Tu już nie chodzi o to, że Quorthon był genialnym wizjonerem i że de facto w pojedynkę stworzył metal wikiński – jak pisałem, w tych zestawieniach nie kieruję się sentymentem, uznaniem czy należnym szacunkiem. Dla mnie to po prostu ciągle piękna i poruszająca muzyka. I kocham te numery mimo prawdopodobnie najbardziej zafałszowanych wokali ever 😀

https://www.youtube.com/watch?v=FCqWOkb8AZc

https://www.youtube.com/watch?v=VUysLTYkPOQ

3. Don’t Cry, Guns N’ Roses

Z dwuczęściowego Use Your Illusion pochodzi jedna z najzajebistszych ballad, jakie znam. Wokal Axla zdecydowanie robi robotę.

4. You Could Be Mine, Guns N’ Roses

Świetny rokędrolowy hicior rozpropagowany przez taki jeden film z Arnoldem.
Btw, ale mnie wkurzało, jak koledzy za czasów guwniackich mówili „Gansezrozes” 😀

https://www.youtube.com/watch?v=zFzEyTodzZ4

5. Sad But True, Metallica

6. The Unforgiven, Metallica

7. Wherever I May Roam, Metallica

Yup, czarny album to właśnie ’91. No i jak widać, całkiem mi się te numery jeszcze podobają, bo do zestawienia wrzucam aż trzy hiciory. Ale też mam świadomość, że gdyby ta płytka wyszła, np. w roku 2000, to nic z niej by się do trzynastki nie załapało, a pewnie nawet o ławce rezerwowych nie byłoby mowy…

8. Arise, Sepultura

9. Dead Embryonic Cells, Sepultura

Stara Sepa to ciągle sztos. Gitary w Arise tną, aż miło, a zmianę tempa w 3:26 Dead Embryonic Cells uważam za mistrzostwo absolutne.

10. Hunger Strike, Temple of the Dog

Supergrupa i super utwór. Partie Cornella to jest przecież jakiś koniec.

11. Garden, Pearl Jam

Nie Alive, nie Jeremy, a właśnie ten niepozorny kawałek, w którym Eddie ucieka od ulubionej maniery grunge’owców, czyli „mam kluski w buzi” i pokazuje pełnię możliwości wokalnych.

12. Lack of Comprehension, Death

Wiecie, że od technicznego death metalu generalnie stronię, ale jednak ta kompozycja ma w sobie tyle kunsztu, że odpalam ją z niekłamaną frajdą.

13. Give In to Me, Michael Jackson

To naprawdę był król muzyki. A ten numer to po latach ciągle taka miazga, że nie mam pytań.
Plus w bonusie Slash, któremu widać twarz. Dla koneserów.

Widzimy się w kolejnym odcinku!